Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

Frey

- Ani mi się śni z tym godzić... *spojrzała na męża, a jej oczy zwęziły się delikatnie. Założyła ręce na piersi i przyglądała mu się uważnie* - Musiał byś mnie gdzieś przykuć, żeby mnie zatrzymać... *rzekła i języm Keldornowi pokazała*

Shievan Khai

*Wypił jeszcze łyk i zaczął bawić się fajką, nie mieszając się do rozmowy.*

Sir Keldorn

*spojrzał na jej zwężone oczęta*-To się da załatwić wszak jest wiele sposobów by Cię zniewolić...*roześmiał się chcąc rozładować jej zdenerwowanie*

Frey

*spojrzała na Keldorna zaintrygowana, a jej twarz rozluźniła się nieco* - Hm... - Wiele sposobów mówisz... *rzekła powoli jakby do siebie, a jej brew delikatnie drgnęła i podniosła się delikatnie*

Sir Keldorn

-Tak wiele ale napewno ich stosować nie trzeba będzie...-Wszak mnie kochasz i nie zrobisz nic co by mnie zabolało...*spojrzał na nią i się uśmiechnął*

Frey

*dolną wargę delikatnie przygryzła* - No i proszę, nie ma to jak żonę do porządku w delikatny sposób przywołać... *zaśmiała się* - Niech wam będzie, ale... *na Shieva spojrzała* - Kiedy już urodzę będiesz mnie musiał zbrać na jedną ze swych wypraw, bo lubię się uczyć nowych rzeczy i ciekawe miejsca poznawać... *rzekła radośnie*

Shievan Khai

*Dobrze. Kiedyś wezmę Cię na taką wyprawę.*Poddał się.*Ale po pierwsze, nie będziesz miała do mnie żalu, jesli uznasz, że tylko się wynudziłaś, a po drugie nie od razu po porodzie. Wszak dziecko będzie potrzebowało matki. No, i oczywiście, pod warunkiem, że waćpan się zgodzi.*Spojrzał na Keldorna. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie przypomnieć po raz trzeci, że te wyprawy to taka przygoda jak i haftowanie artystyczne, ale się rozmyślił.*

Frey

*spojrzała na nekromantę i śmieche parsknęła* - Wygrałeś Shievanie... *upiła łyk koniaku* - Obaj wygraliście, ale tylko tym razem... *kielich wzniosła ku górze* - Więc wasz zdrowie panowie... *zaśmiała się znowu*

Sir Keldorn

*uśmiechnął się na jej słowa*-Twoje też Freyjciu...-Żyj nam długo i się nie zmieniaj...*roześmiał się do niej i głową pokiwał*

Frey

*zaśmiała się i łyk koniaku upiła spełniając toast* - Mówisz, że mam się nie zmieniać, no ja tam nie wiem, wszak aniołem nie jestem... *dodała i mrugnęła do Shievana*

Shievan Khai

*Równierz spełnił toast i lekko się uśmiechnął.*Gdybyśmy byli doskonali, bylibyśmy nudni, czyż nie?*Założył noge na nogę.*Własnie te niedoskonałości determinują nasz charakter. A czasem i urok.*Ukłonił się Freyi.*

Frey

*spojrzała na Shievana, a potem zachichotała* - Czyżbyś sugerował, żem niedoskonała... *zatrzepotała zalotnie rzęsami*

Shievan Khai

*Godzi się mnie, śmiertelnemu, oceniać boginię?*Zapytał filozoficznie, wbiwszy wzrok w kieliszek.*Poza tym, uzwględniwszy poprzedni, tradycją uświęcony postulat i pamiętając, jaki charakterek ujawniłaś będąc u mnie w gościnie...*Zawiesił głos i zakolebał kieliszkiem, udając, że całkowicie go pochłania rubinowa ciecz.*

Frey

*spojrzała na Shievana uważnie* - Czyżby nie było miło?... *zachichotała*

Shievan Khai

*A było.*Skinął głową z uśmiechem.*A było. Ale co się strachu najadłem, to moje, jakbym mógł, osiwiałbym jeszcze bardziej. A i pożegnać nie mogłem tak, jakbym powinien.*Tym razem uśmiech trochę mu nie wyszedł.*Ale ogólnie, przyznaje, bylo miło.*