Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

Frey

*uśmiechnęła się do Shievana promiennie* - Tak odeszły... *rzekła wyprzedzając słowa męża* - Skurcze też są coraz częstsze i silniejsze, ale... *rzekła cichutko* - Coś jest chyba nie tak... *w jej oczach pojawił się nagle strach*

Shievan Khai

*Umył ręce w stojącej opodal misce z gorącą wodą.*Powiedz mi, co się stało.*Zapytał spokojnie, siadając obok na łóżku. Ujął jej rękę, dyskretnie sprawdzając puls.*

Frey

- Sama nie wiem, ale jest inaczej niż z Gabrysiem... *szepnęła i w jego oczy spojrzała* - Boję się, że dziecko jest źle odwrócone... *jej głos zadrżał delikatnie*

Sir Keldorn

*przysłuchiwał się ich rozmowie siedząc przy Frey*

Shievan Khai

*Puścił jej nadgarstek i strzepnął palcami.*Statystyka jest po twojej stronie, takie powikłania są bardzo żadkie. Tym niemniej zaraz sprawdzimy.*Strzepnął palcami ponownie i stanął nad Freyą. Mruknął coś krótko i zaznaczył palcami prostokąt nad brzuchem Frey. Następnie zmrużył oczy.*

Frey

*znowu skurcz poczuła, lecz tym razem zbladła i zaczęło jej tchu brakować, otwarła więc usta i jęła łapać chrapliwie powietrze*

Shievan Khai

*Otworzył oczy i uśmiechnął się do Freyi.*Wszystko jest dobrze. Stogar jest faktycznie odwrócony, ale to nic nie szkodzi, możesz rodzić, pozycja, w której się znajduje jest zupełnie bezpieczna. Oczywiście, jeżeli sobie życzysz, mogę go obrócić. Wybór należy do ciebie.*

Sir Keldorn

*uśmiechnął się i spojrzał na nich*-To bardzo pocieszająca wiadomość...

Frey

*spojrzała na Shievana uważnie* - To ty jesteś lekarzem, nie ja, jeśli uważasz, że wszystko jest dobrze, to ufam ci bezgranicznie... *kolejny skurcz był tak duży, że krzyknęła z bólu*

Sir Keldorn

*chwycił Frey za ręce chcąc jej pomóc w bólu*

Shievan Khai

*Obrócił głowę, żeby nie zobaczyłą błysku rozpaczy w jego oczach. "Lekarzem jestem do diaska, nie położnym, !" Jęknął w duchu, po czym spojrzał na nią uspokajająco.*Nie będziemy nic zmieniać. Poród powinien być naturalny. Zresztą Ty, jako matka dorastającego syna, powinnaś wiedzieć o tym więcej ode mnie. Ja, na ten przykład, nie rodziłem nigdy.*Ponownie ujął jej nadgarstek.*A właściwie nie opowiadałaś nigdy, co u Gabriela.*Zagaił, szukając wzrokiem, czy wszystko jest na miejscu.*

Frey

*po twarzy kropelkami ściekał jej pot* - Gabryś to już duży chłopiec, prawie mężczyzna... *rzekła zęby zaciskając, przy kolejnym bólu poczuła znowu brak tchu, a krzyk potworny z ust się jej wydarł* - To najlepszy rycerz Arq... *nie dokończyła słowa, bo kolejny skurcz sprawił, że oddech straciła i zemdlała*

Shievan Khai

*Arquel.*Dokończył Khai. Następnie wziął flakonik soli trzeźwiących i zaczął Ją cucić.*

Frey

*nie budziła się, bo skurcz sprawił, że całe powietrze z płuc jej odeszło, a ona świadomość z bólu straciła*

Sir Keldorn

*stał i patrzył czekając na polecenia od Shivena*-Mów co mam czynić...-Aby pomóc Tobie i Frey...*powiedział to i spojrzał na niego*