Świątynia Frey - Miejsce Wytchnienia i Odpoczynku

tatsu

*Uśmiechnęła się lekko*
- Ależ, nie ma powodów, by się przy mnie krępować, panie - rzekła do Krasnoluda.

tatsu

*W drzwiach stanął stangret i chrząknięciem znaczącym, uwagę Tatsu przyciągnął. Ta powstała od stołu, mówiąc*
- Dziękuję Wam za wszystko. Czas mi już do Quess się udać, spraw ziem i kasztelu pilnować. Bywajcie tedy.
*Uśmiechnęła się przepraszająco i ku drzwiom podążyła. Tam, podane ramię chwyciła i ze służącym wyszła.
Po chwili w wieczornym powietrzu rozległ się stukot kopyt i trukot kół...*

Frey

*Wszedł z całą służbą i wydał polecenia, aby uprzątnąć wszystko na błysk oraz przygotować nowe puchary i kielichy na stole. Służba zaczęła się krzątać, kucharka gotowała miesiwa, a służki zajęły się uprzątaniem starego jedzenia i brudnej zastawy oraz rozkładaniem nowej. Jan stał i patrzył tylko na nich srogim okiem* Jak tu pusto od kiedy panicz wyjechał *westchnłą ciężko* I od kiedy pani ma szyluke się na to co nieuniknione *łza zakręciła mu się w oku* Mam nadzieję, że nowej pracy mi nie przyjdzie szukać...

Frey

*Weszła do jadalni i zobaczywszy Jan podążyła w jego kierunku* Dziś idę z wizytą do Shu, prosze naszykuj mi jakieś smakołyki, bo nie mogę iść z pustymi rękoma. Aha jeszcze antłek okowity pomożesz mi zanieść *szepnęła i poszła do ogrodu świątynnego, aby usiąść pod ukochanym drzewm na ławeczce. Lecz i to nie zmniejszyło jej bólu, siedziała więc z podkurczonymi pod brodą nogami i płakała cichutko, a bransoleta lsniła w słońcu. Nagle jej wzrok padł na nią i przyszło jej do głowy, że może powinna ją zdjąć* Tak poproszę Shu, aby ją wziął *powiedziała do siebie spokojnym głosem, choć wiedziała jakie będą tego konsekwencje. Łzy nadal leciały jej po policzkach*

Frey

*Wstała z ławki i poszła do jadalni, na stole stał już przygotowany koszyk z jedzeniem i antałek okowity, a ponieważ nie było nigdzie sługi wzięła go pod pachę i poszła na spotkanie z Shu*

Quellehir

*Do jadalni wszedł wampiór. Rozejrzał się w poszukiwaniu Jana... po chwili mruknął coś pod nosem i wyszedł kierując się w strone strażnicy*

Shudri · Gość

*Shudri wyglądał dziwnie, potwornie zmęczony, jakby zrzerała go choroba, oczy jego nie miały żadej barwy, tylko ciemna pustka. Pierścień na jego piersi lśnił czerwonym blaskiem. Wszedł do jadalni, wycieńczony oparł się o stolik i rozejrzał po sali. Odetchnoł kilkukrotnie, prędko. Chciał ruszyć, ale zatoczył się i prędko chwycił spowrotem stolika. Zacisnol pięści i wyszedł*

Frey

*Weszła szybkim krokiem i od razu podążyła do kuchni, wróciła po chwili niosąc dwa kielichy i dzban wina*

Tristian

*Usiadł z sykiem na ławie, a krew kapała teraz na posadzkę* Cholera, własne chłopy... Debile... Idioci *Mruczał do siebie*

Frey

*Odstawiła dzban na stół i poszła do kuchni, a po chwili wóciła z czystym bandażem i zmieniła bratu opatrunek. Potem nalała mu wina do kielich* Twoje zdrowie braciszku *rzekła podnosząc kielich z wodą dla siebie*

Tristian

*Uśmiechnął się do niej* Aż tak źle opatrzone było? *Wypił szybko trunek z kielicha, i pociągnął łyk z dzbana*

Frey

*Widząc jego pragnienie zaklaskała w ręce i Jan wtoczył całą beczkę ogrzej wódki, postawił przed paniczem i zniknął w kuchni* Nie, tylko już przeciekało *rzekła łagodnie*

Tristian

*Uśmiechnął się jeszcze szerzej* Nie trzeba... Jeśli możesz, każ ją zawieść do mojego zamku. *Pokręcił głową zirytowany.* Przed chwilą smarkacz przebił mi ramię widłami.... Dasz wiarę? Zasraniec.

Frey

Janie beczka do zamku panicza*krzyknęła w kierunku kuchni, a moment później dwóch parobków niosło beczkę do zamku Tristiana* Dobrze, a ta jest dla ciebie na miejscu *zaśmiała się i upiła łyk z kielicha* Eh..jakieś topwarzystwo by się przydało *szepnęła*

Tristian

*Spochmurniał troszkę* Nie potrzeba mi towarzystwa. Widuję ciebię kwiatuszku, czasem krasnoluda i wampira.